maj
4
Rocznice lokalnych wydarzeń

No events found.

   Sporo można by powiedzieć i napisać o pielgrzymowaniu. W czasach współczesnych również technologia pomaga, by zobaczyć i posłuchać na bieżąco wszystkiego tego, co dzieje się w pątniczej grupie podczas tej formy oddawania czci Bogu. Lecz to jest tylko technika i obraz może być niewyraźny a wręcz w niektórych momentach zmanipulowany przez osoby nieodpowiedzialne. Lepiej raczej samemu na „żywo” przeżywać takie chwile. Co można, zatem zobaczyć jak staniemy z boku i skupimy się tylko na tej materialnej, widzialnej stronie pątniczej drogi, zamykając się jednocześnie na Bożą rzeczywistość i szufladkując ją w sztywnych i statycznych ramach, w jakie zaklęty jest obraz? Wyczytałem kiedyś takie zdanie: pielgrzymka i jej uczestnicy przypominają „karawanę kupców i wędrowców” bądź „obóz wędrowny”. No może to prawda, ale zatem co z tą niewidzialną stroną – czy też coś widać? Przecież, co człowiek to nowy wątek tej samej księgi nazywanej przez ludzkość „Boży Świat”.

   Ks. Wiesław Wiśniewski, kierownik Gdańskiej Pieszej Pielgrzymki z br. napisał: ...Pielgrzymka ma Ci na nowo ukazać niezwykłą wagę Twojego spotkania z Bogiem. Ale zarazem intensywnego przeżywania licznych spotkań z innymi ludźmi. W naszej codzienności nie zawsze jesteś świadom, że drugi człowiek najczęściej przekazuje Ci dary pochodzące od samego Boga. Właśnie pielgrzymka może Ci ukazać, że jesteśmy dla siebie nawzajem - człowiek dla człowieka - darem. I że Bóg przez Ciebie obdarza innych swoimi darami; a Ty również dary od Boga otrzymujesz poprzez innych...

   Czy właśnie takie „upominki” zebrali uczestnicy - tym razem autokarowej podróży do Lichenia pielgrzymujący przed oblicze Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski - szczerze powiem ja nie wiem. Z całą pewnością mogę natomiast przekazać, że grupa przede wszystkim nawiedziła nową Bazylikę zarówno indywidualnie oraz w grupie przy pomocy pani Kaliny przewodniczki oprowadzającej pielgrzymów. Przekazała ona nam zarówno tę podstawową wiedzę o bazylice, którą większość już zna, ale pokusiła się również o kilka dygresji co ubogaciło naszą wiedzę.

   Prawie wszyscy uczestnicy weszli po schodach bądź wjechali windą na taras widokowy wieży skąd rozpostarła się przepiękna panorama na całą okolicę. Widok był prześliczny i zapierał dech w piersiach, tym bardziej że dopisała pogoda. Nie straszna okazała się również zadyszka, jakiej doznał organizm każdego, kto wspiął się na 114 metr pokonując 762 stopnie schodów wewnątrz wieży.

   Także duże wrażenie zrobił największy w Polsce dzwon „Maryja Bogurodzica” ważący prawie 15 ton, czyli jak określiła pani Kalina: mający wagę trzech dorosłych słoni. Równie interesujący okazał się obiekt dzwonnicy, wewnątrz której są zamontowane dzwony: Piotr, Paweł i Józef. Wszystkie one są godne uwagi a szczególnie ten ostatni. Okazało się bowiem, że jest on największym dzwonem, jaki wykonany został w polskich ludwisarniach i waży około 11 ton.

   W starej części sanktuarium koniecznie musieliśmy odwiedzić Golgotę. Jest to najbardziej znane i jednocześnie najbardziej widoczne miejsce tej ponad 90 hektarowej posiadłości. Stacyjki Drogi Krzyżowej, Kapliczki i werandy widokowe zapraszały człowieka do modlitwy i do tego, by wspiąć się i spojrzeć na okolicę z innej perspektywy. Także inne obiekty sanktuarium zachęcały pielgrzymów, by je nawiedzić. Każdy, kto chciał mógł skorzystać z okazji, by zaopatrzyć się w wodę z tutejszego Cudownego Źródełka lub oczywiście zakupić sobie, lub dla najbliższych jakąś pamiątkę. W drodze powrotnej przystanęliśmy w lasku Grąblińskim, a więc w miejscu, gdzie dokonały się cudowne objawienia Matki Boskiej.

   Tym razem pozostawiliśmy sobie te dróżki na zakończenie eskapady, by jeszcze raz przemaszerować się po nich mówiąc jednocześnie o najważniejszych swych sprawach, jakie w każdym z nas w tym momencie tkwiły. Jedni na wesoło odbyli tę drogę a inni w skupieniu odwiedzili to miejsce kultu. I w zasadzie tyle można opowiedzieć o tej materialnej stronie pielgrzymki. Jednak jak sama nazwa wskazuje ta „wycieczka” miała również wymiar duchowy. Objawił się on przede wszystkim we wspólnym uczestnictwie podczas Mszy Świętej odprawionej o godz. 10,00 w głównym kościele Bazyliki oraz podczas odmówienia modlitwy różańcowej. Tu okazało się, że do naszej grupowej modlitwy przyłączały się coraz to nowe osoby, które w tym samym momencie nawiedziły kaplicę Trójcy Świętej. Nie zabrakło oczywiście indywidualnych spojrzeń w głąb siebie i refleksji nad sobą i najbliższymi.

   Widać to było szczególnie wtedy, kiedy usiadłem z boku - gdzieś na zapomnianej ławeczce. Oglądałem w tym momencie rzesze ludzi przemaszerowujące i splatające się z osobami z naszej grupy. Odniosłem wtedy wrażenie, że tu chodzą „setki spowiedzi” odmówionych u stóp konfesjonałów lub rozmów z kapłanami prostujących skomplikowane ludzkie życiowe drogi. To takie rekolekcje w drodze promujące otwarcie się na drugiego człowieka. Rekolekcje przybierające postać człeka klęczącego przed Licheńską Panią lub jedną z innych kapliczek jak również podczas podróży, kiedy w autokarze śpiewa się wspólnie pieśni. Patrząc z tej perspektywy muszę po zastanowieniu się stwierdzić, że ten wyjazd okazał się raczej owocny. Nie zmogło nikogo zmęczenie, choć każdy je na swój sposób odczuwał a w drodze powrotnej już omawiano i planowano następną wspólną podróż, by odwiedzić Naszego Pana i jego Matkę w innym chrześcijańskim sanktuarium.

I jeszcze kilka dygresyjek z „życia”, jakie zaistniały podczas tej wizyty w Licheniu.

1. Przed mszą świętą przyjęło się, że gospodarze uroczyście witają grupy pielgrzymkowe. Tak było i tym razem jednak w wyniku błędnego odczytania tekstu przez lektora okazało się, że powitano pątników z Sokolnik Wielkich! Dobrze, że natychmiast odczytano, że jest to grupa z parafii w Kaźmierzu.

2. Mimo spokojnie zapowiadającego się sobotniego dnia akurat zjechało się w Licheniu tak wielu pielgrzymów, że nie wszyscy zdążyli wspiąć się schodami lub wjechać windą na taras widokowy wieży Bazyliki. Tym spośród naszej grupy, którym ta sztuka się udała - tak przy tej okazji zgłodnieli, że trzeba było zamienić poszczególne punkty programu by tylko przyśpieszyć posiłek - tak wyczerpuje organizm wspinaczka po schodach! Następnie każde kolejne stopnie, po których trzeba było wchodzić raczej nie nastrajały nas optymistycznie. Sam miałem już „dość wszystkiego”, kiedy jeszcze raz tuż przed powrotem chciałem zobaczyć od wewnątrz dzwonnicy - dzwon „Maryję Bogurodzicę”. Lecz kiedy kolejny raz ujrzałem przed sobą rząd licznych stopni do wchodzenia to prawie skamieniałem z wrażenia! Jednak po krótkiej chwili przezwyciężyłem zmęczenie i wspiąłem się na taras dzwonnicy.

3. Po zwiedzeniu Golgoty grupa się tak „rozsypała”, że nie sposób było odnaleźć się pośród naprawdę bardzo licznej rzeszy ludzi, jacy odwiedzili w tym dniu sanktuarium. Mimo tego poczucie wspólnoty zwyciężyło i o wcześniej uzgodnionej godzinie prawie wszyscy zebrali się ponownie przy wytyczonym punkcie zbornym, jakim był pomnik Jana Pawła II. „Zdezerterowało” tylko dwóch panów, którzy mieli już serdecznie dość wszelkiej maści pagórków i schodków.

4. Mimo olbrzymiego wysiłku i zmęczenia, które było udziałem każdego z nas w drodze powrotnej nie obyło się bez śpiewu! Doszło nawet do takiej sytuacji, że gdy wyczerpał się repertuar to na bieżąco układano nowe zwrotki piosenek byle tylko nie zaległa cisza. Najciekawsze były te tekstowe „nowinki” opiewające zalety niektórych spośród podróżników!